- Tak - wyszeptałam.
***
Od tamtego wydarzenia minął tydzień. Na razie tylko Emily wie, że jesteśmy parą. Tak dziwnie to brzmi. Para. Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że się w nim zakocham, wyśmiałabym go. Do tej pory w to nie wierzę. Najwyraźniej przeciwieństwa się przyciągają...
Jeśli chodzi o Emily to czuje się całkiem dobrze. W pełni pogodziła się z faktem, że zostanie mamusią. Już nawet obudził się w niej instynkt macierzyński, bo ostatnio kupiła całkiem pokaźną liczbę ubranek, chociaż przecież nie zna jeszcze płci. A Zayn... Cóż, z tego co mi wiadomo to nie odpuszcza, choć nie jest tak bardzo natarczywy jak na początku. Po prostu dzwoni do niej kilkanaście razy dziennie, ale ona nigdy nie odbiera. Tak cholernie mi jej żal. Harry próbował mnie przekonać, że Zayn naprawdę się zmienił i kocha Em, ale w moich oczach nadal pozostaje kompletnym gnojkiem.
- Halo, słuchasz mnie? - spytała Ems machając mi ręką przed oczami. - Mówiłam o łóżeczku dla dziecka. Jak myślisz, kiedy powinnam je kupić?
- Słońce, twoje dziecko jeszcze się nie urodziło. Nosisz je w sobie dopiero od 3 miesięcy. Uwierz mi, jeszcze zdążysz wszystko przygotować.
- Zobaczymy, jak ty będziesz w ciąży - mruknęła pokazując mi język.
- To sobie poczekasz. A teraz, co robimy?
- Może zakupy? - zaproponowała prostując się.
- Tylko błagam, nie wchodzimy do żadnego dziecięcego sklepu, ok? - spytałam na co zrobiła naburmuszoną minę.
*Godzinę później*
- Chodźmy jeszcze zobaczyć bluzki. Niedługo mój brzuch urośnie jeszcze bardziej, więc potrzebuję czegoś luźniejszego. - powiedziała kiedy wyszłyśmy z już chyba dwunastego sklepu. Muszę przyznać, że moja droga przyjaciółka zaczyna mieć humorki. Zrezygnowana kiwnęłam tylko głową po czym udałyśmy się w stronę sklepu. W pewnej chwili kiedy szukałam w torbie telefonu brunetka nagle gwałtownie stanęła przez co omal na nią nie wpadłam.
- Co jest? - spytałam patrząc na nią. Wzrok miała utkwiony na dwóch chłopakach, którzy szli z naprzeciwka. Konkretnie na Liam'ie i Zayn'ie. Na całe szczęście nas nie zauważyli dlatego szybko wzięłam Em za rękę i pociągnęłam w stronę toalet.
- Czy ja naprawdę muszę go co chwilę oglądać? Serio? - spytała, ale nie tak jakby miała zaraz się rozpłakać. Ona była po prostu nieźle wkurwiona.
- Nie denerwuj się. To szkodzi dziecku - starałam się ją uspokoić.
- I właśnie dlatego tak dłużej nie mogę. Nie będę ryzykować, że za każdym razem kiedy wyjdę z domu spotkam jego. Za parę miesięcy brzuch będzie większy i jeśli przez przypadek na siebie wpadniemy, to co? On nie może się dowiedzieć o dziecku. - powiedziała podniesionym głosem. Szczerze nie myślałam o tym, czy brunetka będzie chciała powiedzieć Malikowi, że zostanie ojcem, ale mimo mojej niechęci do niego uważam, że powinien wiedzieć. - Muszę wyjechać - dodała stanowczo.
- Słucham? Czyś ty zwariowała? Ucieczka nie jest najlepszym rozwiązaniem. Ba, w ogóle nie jest rozwiązaniem. Gdzie wyjedziesz? Przecież doskonale zdajesz sobie sprawę, że tutaj ja ci pomogę. Gdzie indziej będziesz musiała znaleźć pracę, mieszkanie i do tego sama radzić sobie z wychowaniem dziecka. Wiesz, że czasami jestem szczera do bólu dlatego nie obraź się, ale wyjeżdżając nie dasz sobie rady.
- Ale jeżeli Zayn dowie się, że zostanie ojcem nie da mi spokoju. Bóg wie co mu przyjdzie do głowy.
- Poradzimy sobie z nim. A teraz wracajmy do domu. Jestem cholernie głodna - powiedziałam zmieniając temat i uśmiechając się do niej mocno ją przytuliłam.
*Kilka godzin później*
Przez kilka kolejnych godzin nie działo się nic ciekawego oprócz tego, że dzwonił Louis i prosił, żebym przyjechała do domu chłopaków. Stwierdziłam, że bez obaw mogę zostawić Emily samą, tym bardziej, że przed chwilą zasnęła. Około 16 wyszłam z domu i już po kilkunastu minutach byłam pod domem chłopaków. Z racji tego, że nie miałam już kluczy byłam zmuszona zapukać. Kiedy już to zrobiłam nagle odwróciłam się. Nie wiem czemu, ale miałam dziwne wrażenie, że ktoś się na mnie patrzy. Nie zauważając nikogo ponownie stanęłam twarzą w stronę drzwi, które akurat się otworzyły.
- Któż to właśnie do nas zawitał? Czy to nie moja piękna dziewczyna? - spytał dając nacisk na ostatnie słowa.
- Któż to właśnie otworzył mi drzwi? Czy to nie mój głupi chłopak? - odpowiedziałam uśmiechając
się.
- Chciałaś chyba powiedzieć seksowny - mruknął po czym podszedł bliżej i wpił się w moje usta. Po chwili jednak musiałam oderwać się od niego i wejść do środka.
- Gdzie chłopaki? - spytałam kierując się nie wiem czemu w stronę kuchni.
- Na razie nie ma nikogo. - wyszeptał mi tuż za uchem po czym odwrócił mnie do siebie i ponownie zaczął całować.
- Ekhem - nie wiem ile czasu byliśmy w tej kuchni, ale do domu zdążył już wejść Louis. - Chcecie mi o czymś powiedzieć?
- Harry zostaw nas samych - powiedziałam cicho na co chłopak przytaknął i opuścił pomieszczenie. Niepewnie usiadłam przy stole, co po chwili zrobił też Lou.
- Jesteście razem? - spytał ale uznałam to za pytanie retoryczne więc tylko na niego spojrzałam. - Jessica, to nie jest chłopak dla ciebie.
- Czy ty przypadkiem nie jesteś jego najlepszym przyjacielem? - mruknęłam unosząc brew.
- Tak i dlatego go znam. On nie lubi stabilizacji. Nie będę cię do niczego zmuszać, ale pamiętaj, że cię ostrzegałem.
- O czym chciałeś ze mną porozmawiać? - spytałam zmieniając temat. Jakoś nie chciałam ciągnąć już tego tematu.
- Taa właśnie. Właściwie to z chłopakami również, ale najpierw powiem to tobie. - powiedział po czym na chwilę zamilkł. - Żenię się.
- Rany, myślałam, że coś się stało. Gratuluję. Jak wyznaczycie datę to mam o tym wiedzieć pierwsza.
- Tak właściwie to już wyznaczyliśmy.
- Co? Na kiedy? - spytałam lekko zaskoczona. Co prawda Lou i Eleanor byli zaręczeni już jakiś czas i logiczne było, że kiedyś się chajtną, ale nie sądziłam, że od razu wyznaczą datę.
- Za tydzień - oznajmił w pośpiechu i widząc moją minę dodał. - Nie bij. Sami wpadliśmy na to kilka dni temu i udało się wszystko załatwić. Chyba nie muszę mówić że jesteś zaproszona? Mało tego, chcę, żebyś była świadkiem. Mieliśmy poprosić cię o to razem z Eleanor jutro, ale trudno. To jak, zgadzasz się?
- Czy ja się zgadzam? Oczywiście, że tak. Mój braciszek się żeni. O mój Boże - powiedziałam zakrywając sobie buzię po czym szerko się uśmiechnęłam.
- Też się cieszę. A skoro już tu jesteś, to może zrobisz coś do jedzenie? Jestem strasznie głodny - mruknął na co ja się uśmiechnęłam.
- A było tak fajnie - powiedziałam podchodząc do lodówki. Świetnie, pustki. - Czy wy nie możecie co jakiś czas zapełniać tą lodówkę?
- To nie do mnie. Ja już tu nie mieszkam. Proponuję abyś poszła do sklepu, a ja w tym czasie powiem chłopakom. - oznajmił i nie czekając na moją odpowiedź po prostu wyszedł z kuchni. Zrezygnowana opuściłam dom i udałam się w stronę najbliższego marketu.
Trzymając wszystkie produkty w rękach udałam się jeszcze po makaron. Przechodząc obok półek z pieczywem w oczy rzucił mi się znajomo wyglądający chłopak. Był wysoki, miał ciemne włosy, dobrze zbudowany. Po chwili odwrócił się w moją stronę a moim oczom ukazał się on. Nick we własnej osobie.
*************************
Cześć wszystkim :) Bardzo przepraszam, że rozdział pojawił się tak późno, ale kończył się pierwszy semestr i wiecie... poprawianie ocen. Z racji tego, że właśnie zaczęły mi się ferie to mam nadzieję, że kolejny rozdział napiszę ciut wcześniej. Chciałabym wam bardzo podziękować, ponieważ 12 lutego minął rok odkąd założyłam tego bloga i ma on już ponad 30 tys. wyświetleń. Jesteście mega :) Mam nadzieję, że rozdział się podoba i liczę na komentarze :) Do następnego i przy okazji - miłych walentynek :*
Jeśli ktoś nie pamięta Nick'a:
Jeśli ktoś nie pamięta Nick'a:
Rozdział świetny czekam na next ♥♥♥
OdpowiedzUsuńjedno wielkie łoł. Dodaj szybko nexta proszeee ����
OdpowiedzUsuńŚwietny jak zwykle :)
OdpowiedzUsuńGenialny :) Ty jesteś genialna :* I znowu ten Nick, ciekawe czy znowu namiesza... Z niecierpliwością czekam na next :D
OdpowiedzUsuń