niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 26

Cześć :) Nie chcę nic mówić, ale chyba cierpię na chorobę zwaną brakiem weny. Jest na to lekarstwo?... Mam nadzieję, bo słabo mi idzie pisanie. Tak czy siak przepraszam i miłego czytania!!!

******


*Jessica*

- Jeszcze to - powiedziałam do Davida podając mu ramkę ze zdjęciem moim i Emily. Powoli zaczynam od początku się tu urządzać. Głównie pomaga mi brat, ale Emily również miała swój wkład. Jeżeli chodzi o Louisa to... jest tak jakby na mnie obrażony. Wie, że nie jestem z nim szczera i coś ukrywam. Kiedy dowiedział się o mojej wyprowadzce nie był zachwycony. I czuję, że to mu się nie podoba. No ale cóż, jestem już dużą dziewczynką, która sama potrafi o siebie zadbać. A Lou nadal uważam za brata chociaż nie wiążą nas więzy krwi. 

- Jesteś pewna? - spytał David. Doskonale wiedziałam o co mu chodzi. To pytanie słyszałam już naprawdę dużo razy.

- Tak. Tak i nawet znalazłam już pracę.

- Serio?

- Serio. W pobliskiej kawiarni potrzebowali kelnerki więc skorzystałam. Od czegoś trzeba zacząć. - powiedziałam uśmiechając się. Teraz muszę jeszcze załatwić jedną, bardzo ważną sprawę.

*Godzinę później*

 Po wielokrotnych próbach skontaktowania się z Louisem postanowiłam, że nie dam za wygraną i po prostu do niego pójdę. Chcę tą całą sprawę wyjaśnić raz na zawsze. Znając życie w tej chwili jest zapewne w domu Eleanor więc tam się udałam. 

- Jest ten idiota, który nie raczy odebrać telefonu? - spytałam El, bo to ona otworzyła mi drzwi.

- Jest, ale uprzedzam, nie jest w najlepszym humorze - odpowiedziała lekko się uśmiechając po czym wpuściła mnie do środka. Zaprowadziła mnie do salonu, w którym siedział Lou oglądając coś w telewizji.

- Ooo, a któż to nas odwiedził? Czy to nie kobieta, zwana siostrą, która ma tajemnice przed  chłopakiem, zwanym bratem? 

- Co? - spytałam nie rozumiejąc tego co przed chwilą powiedział. - Przyszłam pogadać i wyjaśnić...

- To ja was zostawię samych - wtrąciła Eleanor, która po chwili zniknęła za drzwiami. Niepewnie usiadłam na fotelu.

- Hmm, od czego by tu zacząć...

- Najlepiej od początku - mruknął nadal patrząc w telewizor. Lekko zdenerwowana wyrwałam mu pilota z ręki i wyłączyłam to grające ustrojstwo. 


- Rzeczywiście zachowywałam się dziwnie i miałam przed tobą tajemnice. Otóż, pewnego dnia zadzwonił policjant i poprosił, żebym przyjechała na komisariat. Tam wręczył mi list, jak się okazało od mamy. I wtedy właśnie dowiedziałam się, że... mam innego ojca. Moim biologicznym ojcem jest ktoś zupełnie inny. Postanowiłam go odszukać. I znalazłam. Do tego mam 2 braci. I David jest jednym z nich - powiedziałam niepewnie. Mina Louisa - bezcenna.

- To znaczy, że ten cały, jak mu tam, David, to twój brat? - spytał chyba nie dowierzając.

- Przed chwilą to powiedziałam.

- Rany, a Harry był tak nabuzowany, bo myślał, że jesteście parą...

- A co ma do tego Styles? - spytałam zdezorientowana i w tym momencie Lou zdał sobie sprawę, że powiedział za dużo.

- Słuchaj, nie chcę i nie będę mieszał się w wasze sprawy. Załatwcie to sami - muszę przyznać, wybrnął świetnie.

- Czyli już nie jesteś na mnie obrażony? - spytałam nie ciągnąc już poprzedniego tematu.

- Pomyślmy... chodź tu do mnie - powiedział rozkładając ręce do uścisku. Kolejna sprawa załatwiona.

*Noc*

Nie no zabiję. Kto normalny o godzinie 2:00 w nocy dobija się do drzwi? Leniwie zwlekłam się z łóżka i poszłam otworzyć temu niecierpliwemu człowiekowi. I kogo zastałam po drugiej stronie? Szanownego pana Stylesa, który nie wyglądał na trzeźwego.

- Heejjjjjjjjj - powiedział dosyć głośno podpierając się ściany.

- Co ty tutaj robisz o tej porze? - spytałam, ale nie liczyłam na odpowiedź. Nie pozostało mi nic innego jak tylko wpuścić go do środka. Oczywiście nie mógł sam przejść nawet jednego metra więc chcąc nie chcąc musiałam mu pomóc. Zaprowadziłam go do salonu, po czym poszłam do kuchni po szklankę wody. Wracając zauważyłam, że z jego wargi cieknie krew więc po drodze zabrałam jeszcze apteczkę.

- Kto cię tak urządził? - spytałam przykładając gazik do ust chłopaka na co cicho syknął.

- Jess, muszę ciiii cośś po-powiedzieć - mruknął ignorując moje pytanie.

- Co takiego?

- Jaaa ciiię ko-kocham. - powiedział cicho opadając na kanapę.

- Ty mnie co? - spytałam nie dowierzając jednak nie uzyskałam już odpowiedzi bo brunet po prostu zasnął.

*Następny dzień - Emily*

Wstałam około 8:00, a mój humor był... nijaki. Nie wiem czemu, ale czułam, że dziś wydarzy się coś co na zawsze zmieni moje życie. Powoli poszłam do łazienki, wzięłam prysznic i przebrałam się w TO. Cicho, aby nikogo nie obudzić zeszłam na dół w stronę salonu, z którego dochodził głos Zayna. Najprawdopodobnie rozmawiał przez telefon bo nikogo innego nie słyszałam. Wiem, że to nie ładnie podsłuchiwać, ale coś mówiło mi, żebym tak jednak zrobiła. I gdybym wiedziała, że za chwilę usłyszę właśnie to, to poważnie zastanowiłabym się nad tym co robię.

- Tak, stary daj mi jeszcze dwa dni. Wszystko idzie jak po maśle i za chwilę ją przelecę. Emily Moon nie sprawi, że przegram ten zakład...

piątek, 7 listopada 2014

Rozdział 25

Cześć wszystkim! Mega Was przepraszam, że tyle czekaliście na ten rozdział... Prawda jest taka, że coraz częściej nie wiem co napisać. Nawet jeżeli mam to już w głowie to trudno mi to napisać, a potem i tak coś zmieniam. Od razu zaznaczam, że nie zamierzam kończyć tego bloga :) Po prostu rozdziały nie będą się pojawiać systematycznie... Miłego czytania :)

PS. Jeżeli czytasz, skomentuj, bo to wielka motywacja :)

**********************



[...] Wchodząc po schodach zadzwonił dzwonek do drzwi, więc chcąc nie chcąc musiałam się wrócić i otworzyć. Byłam niemal pewna, że to Carmen przyszła do Harrego, ale to kogo zobaczyłam za drzwiami kompletnie odebrało mi mowę.

- Mama?

*************************



- Co ty tutaj robisz? - wydusiłam po chwili kompletnie zdziwiona i oszołomiona.

- Wpuścisz mnie do środka? - jej głos... był inny. Nie taki jak go zapamiętałam. Ostatni raz widziałam ją kilka lat temu, ale ona... była inna. Schudła, w jej oczach nie było blasku, była tak jakby inną osobą. Niepewnie przesunęłam się w drzwiach robiąc przejście, aby moja rodzicielka mogła wejść do środka po czym zaprowadziłam ją do swojego pokoju.

- Skąd wiedziałaś gdzie mieszkam? - spytałam cicho patrząc jak mama siada na kanapie. Nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje. Że niegdyś najbliższa mi osoba, której nie widziałam lata jest w moim pokoju.

- Mam znajomości - odpowiedziała krótko. No tak, po co ja w ogóle pytam. Ona ma znajomych wszędzie. W banku, w sklepie, w szkole, w szpitalu...

- Po co przyszłaś? - spytałam ponownie tym razem nieco drżącym głosem. Bałam się usłyszeć odpowiedzi. I nie wiem, czy w ogóle chcę ją znać.

- Ja... chciałam cię przeprosić. Emily, słońce wiem, że bardzo cię skrzywdziliśmy i nie mieliśmy pojęcia co tak na prawdę robimy. Byłaś... Jesteś dla nas bardzo ważna i kochamy cię tak samo. Dużo
się zmieniło. Ale chcę, żebyś wiedziała, że żałuję, że wtedy tak postąpiliśmy.



- Nie jestem w stanie wam wybaczyć. Może kiedyś, ale na pewno nie dziś i nie za kilka tygodni. - powiedziałam prawie szeptem. W tamtej chwili chciałam po prostu wybuchnąć płaczem i ją przytulić, ale nie mogłam. Czułam blokadę, która była nie do pokonania.

- Rozumiem, ale przyszłam tu też w innej sprawie. Chodzi o Meg - a zapowiadało się tak pięknie. Tak było zawsze. Matka najpierw pytała o mnie, a potem zaraz zaczynała mówić o Meg. Chcecie wiedzieć kto to? Moja siostra. Moja siostra, która ma 16 lat i która już na początku gimnazjum zaczęła ćpać. I ćpa pewnie do tej pory. Rodzice nigdy nie byli w stanie nad nią zapanować, ale to jej głównie poświęcali uwagę. I zawsze kiedy chcięli się czegoś o niej dowiedzieć, pytali mnie - najlepsze i jedyne źródło informacji. Meg, a właściwie Megan kiedyś była otwartą, miłą i uśmiechniętą osobą. Wszystko zmieniło się od pojawienia się naszych nowych sąsiadów. Zaczęła kolegować się z jedną z dziewczyn i właśnie od tamtej chwili się zmieniła. W odpryskliwą wredną i zamkniętą w sobie. 

- Co z nią?

- Uciekła z domu.- powiedziała krótko powstrzymując łzy. - I przychodzę do ciebie, bo może coś wiesz...

- Niby skąd mam wiedzieć? Ani ona nie kontaktowała się ze mną, ani ja z nią. - jakoś nie brałam zniknięcia Meg za jakąś ważną sprawę. Jeszcze kiedy mieszkałam z rodzicami zdarzały jej się ucieczki, ale zawsze wracała. - Wcześniej czy później jej się znudzi.

- Jej nie ma już prawie miesiąc...- powiedziała co kompletnie zmieniło moje zdanie.


*Jessica*

Czas na zmiany w moim życiu. Zgodziłąm się porozmawiać z ojcem. Już następnego dnia ubrałam się w to i ruszyłam do kawiarni, w której miał czekać ojciec. Jak się okazało byłam przed czasem więc jedyne co mi pozostało to po prostu poczekać i pogapić się w czerwoną ścianę na przeciwko mnie. Po chwili jednak usłyszałam głos należący do mojego ojca.

- Przepraszam za spóźnienie. Długo czekałaś? - spytał pośpiesznie siadając co wyglądało nieco komicznie bo o mały włos by się nie przewrócił. 

- Nie, nie spóźniłeś się. to ja przyszłam za wcześnie... - miałam przechodzić do rzeczy i mówić dalej jednak przerwała mi kelnerka, która podeszła do stolika pytając o zamówienie.

- Małe espresso - powiedzieliśmy równocześnie po czym oboje się uśmiechnęliśmy. Po chwili kelnerka zniknęła by po chwili wrócić z naszymi kawami.


- Więc tak... przepraszam. Wiem, że nie powinnam tak wybuchać, ale taki mam charakter. Najlepiej będzie jak zaczniemy od początku.

- Miałaś prawo tak zareagować. Popełniłem błąd nie kontaktując się z tobą przez te wszystkie lata. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałem zadzwonić, ale się powstrzymywałem. - powiedział upijając łyk kawy. - Wiesz, zawsze chciałem mieć córkę, i wreszcie się doczekałem - mam wrażenie że trafił mi się fajny tata.

* 2 godziny później *

Czas spędzony z ojcem zleciał niewiarygodnie szybko i pewnie rozmawialibyśmy jeszcze dłużej gdyby nie fakt, że na dworzu robiło się ciemno i chłodno. Pożegnałam się więc z tatą i ruszyłam z powrotem do domu. Przed wejściem miałam okazję podziwiać całujących się Stylesa i Carmen, na których widok zrobiło mi się niedobrze. Jednak jeszcze większą niespodzianką było to, że w drzwiach minęłam się z osobą, która trochę przypominała mamę Emily. Co do cholery?

- Czy to była...? - spytałam wchodząc do salonu.

- Tak - odpowiedziała brunetka nie pozwalając mi dokończyć. Po jej tonie stwierdziłam, że dziś ni warto pytać, więc postanowiłam zmienić temat.

- Chcę wam coś powiedzieć, żeby potem nie było... - zaczęłam jednak tym razem przerwał mi Styles, który z bezczelnym uśmieszkiem wszedł do pokoju. - Tak więc, wyprowadzam się - oznajmiłam na co Emily wypadł pilot z ręki, natomiast loczek zakrztusił się sokiem, który akurat przełykał.

- Że co? - spytała spokojnie Emily.

- Stwierdziłam, że tak właściwie to nie wiem po co tu mieszkam. Przecież mam mieszkanie, które w obecnej chwili stoi puste. Tak więc nie będę więcej siedzieć wam na głowie, poza tym stamtąd będę miała lepszy dojazd do pracy.

- Do czego? - tym razem spytał Niall, który siedział tak cicho, że nawet nie zauważyłam, że siedzi na fotelu w kącie. - Znalazłaś pracę?

- Jeszcze nie, ale tamto mieszkanie jest w centrum więc logiczne, że będzie mi bliżej. Oficjalnie kończę z kradzieżami. Emily, słonko, wybacz. - powiedziałam uśmiechając się.

- Spoko, i tak mnie do tego nie ciągnęło.

- Rany, ludzie, co to ma być? Najpierw Louis nas opuścił, z miłości.... Teraz one, co wy chorzy? - mruknął blondyn po czym wyszedł niby urażony na co ja wzruszyłam ramionami.

- Tak czy siak informuję, że jutro się wyprowadzam. A teraz życzę miłego wieczoru i dobranoc - powiedziałam rozentuzjazmowana po czym również wyszłam z salonu udając się prosto do swojego pokoju. Czas na kolejne zmiany.