wtorek, 17 czerwca 2014

Rozdział 12 cz.1

Hejo! Ostatnio zaniedbywałam bloga dlatego rewanżuję się i dodaję pierwszą część rozdziału już dziś. Dla jasności, jest krótszy, dlatego podzieliłam go na dwie części :)

CZYTASZ --- KOMENTUJESZ

→ UWAGA!!! ←
Rozdział zawiera wulgaryzmy!

- Po co chciałeś się ze mną spotkać? - spytałam oschle siadając na kanapie w salonie. Wszystko jest inne. Kiedyś było tu przytulnie, że aż nie chciało się wychodzić, a teraz jest tak jakby zimno.
- Ostatnio służąca sprzątała gabinet twojej matki - zaczął. Wow, nie wiedziałam, że zniży się do tego poziomu, że sam nie posprząta. - I znalazła jej testament - dokończył. ŻE CO? Jaki testament? Przecież ojciec już przeszukiwał jej rzeczy, ale nic nie znalazł!
- Ta zdzira wszystko przepisała na ciebie - krzyknął.
- JESZCZE.RAZ.JĄ.TAK.NAZWIESZ.TO.CIĘ.KURWA.ZABIJĘ. - syknęłam przez zaciśnięte zęby.
- Nie pyskuj, bo nie wiesz na co mnie stać. A teraz posłuchaj. Zrzekniesz się wszystkiego, co ci przepisała - więc to o to chodziło. Jemu zależy tylko na przejęciu majątku mojej matki. A ja nawet zaczynałam myśleć, że się zmienił. Ale przecież ludzie się nie zmieniają, no chyba, że na gorsze.
- Bo co? - jeżeli mama mi coś zapisała to chyba nie bez powodu co? Nie myślcie, że się cieszę z tego całego spadku, bo oddałabym wszystko, żeby była znowu przy mnie.
- Bo inaczej mnie popamiętasz - powiedział ostro.
- Nie wiem co sobie myślałam przychodząc tutaj. Głupia wierzyłam, że może chcesz zapytać co u mnie, powiedzieć, że chcesz wszystko naprawić. Ale nie, tobie chodzi o jakiś jebany spadek! - wykrzyknęłam wściekła. Złość we mnie buzowała. Miałam ochotę rzucić się na niego i go rozszarpać.
- Nie tym tonem smarkulo. Jesteś taką samą suką jak twoja matka.
- Niczego się nie zrzeknę. Możesz pomarzyć. A teraz żegnaj, TATUSIU - krzyknęłam ignorując jego wypowiedź po czym ruszyłam w stronę wyjścia.
- Już niedługo spotkasz się z mamusią - powiedział zanim trzasnęłam drzwiami. Czy on właśnie mi grozi? Czy on...? O Boże. Nie mogę pokazać, że się boję, ale nie umiem. Już niedługo... Po co ja tutaj przychodziłam?

*Emily*

Dochodzi 20:00, a Jessici jak nie było, tak nie ma. A jeżeli ją napadli? A co jeśli ktoś ją zgwałcił albo porwał? Nerwowo chodziłam po salonie w tą i z powrotem. Powoli wariuję.
- Nie denerwuj się, na pewno zaraz wróci - usłyszałam głos Zayna, a po chwili poczułam jego dłoń na swoim ramieniu.
- Jeżeli Jessica mówi, żeby się nie martwić to znaczy, że trzeba się martwić - powiedziałam bliska płaczu.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze. To duża dziewczynka. - starał się mnie pocieszyć, ale z marnym skutkiem.
- Ona wiedziała. - oznajmiłam po chwili.
- Co?
- Wiedziała, że może jej się coś stać. Dlatego powiedziała, żeby się nie martwić. - przecież to oczywiste. Dlaczego wcześniej na to nie wpadłam? Zawsze gdy któraś z nas wychodziła i nie była pewna tego co się wydarzy (najczęściej podczas kradzieży. Czasami kradłyśmy osobno.) mówiła, żeby się nie martwić. Może ona właśnie tym się wczoraj zamartwiała. Wszystko nabiera logicznego sensu.

*Jessica*

Od kilku dobrych godzin spaceruję po Londynie. Kompletnie straciłam rachubę czasu. Aktualnie jestem w parku i myślę nad sensem życia. Nie martwcie się, nie zamierzam się zabić. Chociaż kto wie, ile mi jeszcze czasu zostało. Ojciec wyraził się jasno.
Postanowiłam wracać powoli do domu bo zrobiło się dosyć zimno. Zauważyłam, że w salonie świeci się światło. Ostrożnie otworzyłam drzwi i weszłam do środka..
- Jess, gdzieś ty była? Tak się martwiłam. - krzyknęła Emily po czym mocno mnie przytuliła.
- Mówiłam, że mam sprawę do załatwienia.
- Yhmm, i że będziesz niedługo. Dziewczyno, jest 21:32. - powiedziała patrząc na zegarek.
- Przepraszam. Pójdę się położyć. Jestem wykończona - wiedziałam, że gdybym została to Em nie dałaby mi spokoju i wypytywała gdzie byłam. Dlatego wolałam skłamać. Tak naprawdę w ogóle nie byłam zmęczona chociaż chodziłam po mieście ponad 7 godzin. To chyba mój rekord.
Będąc w pokoju od razu rzuciłam się na łóżko. Komu ja jestem potrzebna? Może lepiej będzie jak rzeczywiście spotkam się z mamą i już z nią zostanę?
Moje przemyślenia przerwało pukanie do drzwi. Błagam, tylko nie Emily.
- Jessica otwórz. To ja, Louis - oho, czyli czeka mnie poważna rozmowa z bratem.

5 komentarzy:

  1. Czytam to opowaiadanie od samego początku i z każdym rozdziałem podoba mi się jeszcze bardziej :-) Super piszesz, a co do rozdziału to cudowny jak zwykle :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej, ale nie uśmiercisz Jessici co nie??? Rozdział miód malina :D

    OdpowiedzUsuń