piątek, 13 czerwca 2014

Rozdział 11

Więc oto i długo wyczekiwany (za co was jeszcze raz przepraszam) rozdział 11. Jeżeli czytacie to skomentujcie nawet jednym słowem. To dla mnie naprawdę mega motywacja.

*Emily*

Nie wierzę. Mogę mówić! Lekarz oznajmił, że nie wystąpiły komplikacje i moje struny nie są uszkodzone. Mam ochotę skakać ze szczęścia!
Wychodząc z gabinetu podziękowałam doktorowi i opuściłam pomieszczenie. Jak ja się stęskniłam za moim głosem. Na korytarzu siedział Zayn ze spuszczoną głową. Bez słowa usiadłam obok niego z grobową miną. Ten popatrzył na mnie lekko uśmiechnięty, ale kiedy ujrzał moją twarz jego mimika zmieniła się o 180 stopni.
- Masz minę jakbyś właśnie dowiedział się, że ktoś umarł - powiedziałam po czym parsknęłam śmiechem.
- Też byś taką miała, gdybyś... zaraz, zaraz. Ty mówisz!
- Spostrzegawczość to twoje drugie imie Malik. - odparłam wstając.
- No wiesz ty co, martwiłem się - zrobił smutną minkę, przez co jeszcze bardziej chciało mi się śmiać.
- Wiem i za to ci dziękuję - powiedziałam po czym go przytuliłam. Widać, zdziwił się, ale odwzajemnił uścisk.
- Wracajmy do domu - szepnęłam mu do ucha.
- Jasne, trzeba to oblać - odpowiedział puszczając mnie. Teraz wszystko będzie dobrze. Musi być.

*Jessica*

- Czego chcesz? - spytałam.
- Tak się witasz ze swoim ojcem? - powiedział facet zwany moim "tatusiem".
- Od kiedy to ojciec wyrzuca swoje dziecko z domu co?
- Było, minęło. Musimy się spotkać.
- Nie mamy po co. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego - wykrzyczałam do telefonu.
- Jutro, w moim domu o 12:30. Adres znasz. - powiedział po czym się rozłączył. Nie powiem, trochę mnie ciekawi po co, po tak długim czasie chce się ze mną widzieć. Jedno jest pewne: zepsuł mi humor, który prędko nie wróci.

Schowałam telefon do torebki i wyszłam z łazienki.
- Chodźmy już. Mam dosyć. - powiedziałam ostro i chłodno podchodząc do Harrego.
- Wszystko ok? - spytał zdziwiony. Nie mam zamiaru mu się spowiadać.
- Tak, po prostu jestem zmęczona. - mruknęła wymijając go.

***

Droga zajęła nam około 15 minut. Nikt z nas się nie odzywał. I dobrze. Gdyby loczek zadawał zbędne pytanie, mogłabym wybuchnąć. Dojeżdżając do domu zauważyłam Em wysiadającą z samochodu Zayna, a zaraz za nią jego z jakimiś torbami.
- A wy co, sklep obrabowaliście? - spytałam sarkastycznie opuszczając auto Stylesa.
- Robimy imprezę dzisiaj wieczorem - odpowiedziała mi... Emily?
- Ty?
- Co ja?
- Mówisz. O mój Boże, ty mówisz - krzyknęłam podbiegając do niej i mocno przytulając.
- Teraz mogę ci podziękować za to, że byłaś ze mną przez ten cały czas - wyszeptała do mojego ucha.
- Best friends forever, siostrzyczko - powiedziałam również cicho po czym wypuściłam ją ze swych objęć. Przynajmniej mój humor nieco się poprawił.

*6 godzin później - Emily*

Przygotowania do imprezy trwają już dobrą godzinę. Wszystko przez wygłupy chłopaków. Louis i Liam dmuchają balony, Niall przygotowuje jedzenie, Zayn przeszkadza, Harry gdzieś zniknął, a Jess siedzi na kanapie i wybiera muzę. Od jakiś dwóch godzin chodzi zamyślona i coś ją gnębi. Ja to wiem. Próbowałam z nią porozmawiać, ale ona jak to Jessica Darlson mówi, że wszystko gra i szybko zmienia temat. Może pokłóciła się z Harrym? Nie wiem, i raczej szybko się nie dowiem.
Moje rozmyślenia przerwały jakieś krzyki i śmiechy. Pierwsi goście, których nawet nie znam. Niby przyjęcie dla mnie, ale goście chłopaków. No cóż, imprezę czas zacząć!

*Jess*

Ciągle myślę o moim ojcu i o tym po co chce się ze mną spotkać. Nagle sobie przypomniał, że ma córkę? To wszystko jest dziwne i podejrzane. 
W salonie zaczęli schodzić się zupełnie obcy mi ludzie. Nigdzie nie widziałam Harrego. Wydaje się być typem imprezowicza, więc powinien być tu pierwszy. Wchodząc na piętro postanowiłam zajrzeć do jego pokoju. Cicho zapukałam po czym weszłam do środka. Loczek stał przy oknie patrząc na gwieździste niebo.
- Impreza się zaczęła, idziesz? - spytałam.
- Dlaczego?
- Co? 
- Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć co cię gnębi? Odkąd wróciłaś z tej pieprzonej łazienki jesteś zła i do tego zamyślona. - odpowiedział odwracając się.
- Po co niby mam ci mówić co się stało?
- Czy ty naprawdę nie widzisz jak ja się staram? Z resztą nieważne. Przeproś Emily, ale nie mam ochoty na imprezę - powiedział dość głośno po czym odwrócił się znowu w stronę okna. Nie chciałam dłużej prowadzić tej rozmowy bo pewnie skończyłaby się wielką awanturą. On jest taki irytujący, ale mimo wszystko coś mnie do niego przyciąga.
Postanowiłam zejść na dół i powiedzieć Em, że jestem zmęczona. Sen dobrze mi zrobi, bo jutro spotkanie, na które mam zamiar iść.

*Następnego dnia*

Wstałam około 10:40, ubrałam się w TO a włosy związałam w kucyka. Powoli zeszłam po schodach mijając po drodze puste butelki po piwie. Parter przypominał chlew. Stanęłam w drzwiach salonu i z otwartą z wrażenia buzią rozejrzałam się po pokoju. Nigdy nie widziałam większego bałaganu. Na kanapie spała Emily, natomiast chłopcy na podłodze. Postanowiłam zrobić śniadanie dla siebie i dla nich. Po 5 minutach było gotowe.
- Hej - powiedziałam do Em, która właśnie weszła do jadalni. Wyglądała jak trup.
- Nie krzycz, błagam. Mam kaca jak stąd do wieczności. - wyszeptała.
- Wiesz, że nie powinnaś tyle pić, przynajmniej nie teraz - zauważyłam.
- Wiem, ale trzeba było to oblać - powiedziała niewinnie po czym zaczęła jeść jajecznicę przygotowaną przeze mnie. Po pewnym czasie przyszli chłopcy, na szczęście nie było Harrego. Jakoś nie mam ochoty go teraz oglądać. 
- O cholera, już tak późno? - krzyknęłam nagle patrząc na zegarek. 12:16.
Szybko zerwałam się z krzesła i pobiegłam po buty.
- A ty dokąd? - spytała Emily.
- Mam sprawę do załatwienia, będę niedługo. Nie martw się. - powiedziałam całując ją w policzek.

***

Po około 10 minutach byłam na miejscu. Ten sam dom, tyle wspomnień. Pamiętam jak razem z mamą siedziałyśmy na huśtawce w ogrodzie i wymyślałyśmy bajki. Były śmieszne i nierealne, ale przede wszystkim nasze. Powoli podeszłam do drzwi i zapukałam. Gdybym wiedziała co stanie się potem, w życiu bym tu nie przyszła...

*******************************************************

6 komentarzy: